Szukaj na tym blogu

środa, 31 sierpnia 2011

Odrobinę krytyki dziennikarskiej

Fotografia snów

          "Jestem wciąż skłonny uważać surrealistów , za stuprocentowych wariatów" - takie słowa wypowiedział Zygmunt Freud po spotkaniu z Salvadorem Dali, artystą malarzem, człowiekiem wybitnie utalentowanym, który sam o sobie mówił "Jestem siedliskiem geniuszu." Geniusz czy wariat? A może geniusz i wariat w jednym nieskrępowanym ciele o jednej ekscentrycznej duszy? Jedno jest pewne - postać kultowa w historii światowego malarstwa nie tylko ze względu na nutę kontrowersji i długo oczekiwaną po akademickim terrorze, negację rzeczywistości . Przede wszystkim ze względu na początek nowej ery. Ery irracjonalności, metafizyki i rebelii intelektualnej. Ze względu na nowych artystów idących tym właśnie tropem.
          Brzydota, rozpad i śmierć - tak określane jest malarstwo powojennej Polski a przede wszystkim taką konwencją "opatrzone" są dzieła Zdzisława Beksińskiego. Początkowo zafascynowany był fotografią i rzeźbą, później Jego sztuka ewoluowała w kierunku rysunku, pasteli i olejów. „Beksa” (tylko dla przyjaciół) początkowo bawił się stylami, szukał swojej drogi, podążał różnymi ścieżkami, tylko po to aby z powrotem wrócić na to samo miejsce. W końcu odnalzał swoje własne Ja. Zajrzał wgłąb Siebie i odnalazł tam nowe pokłady energii. Pociągały go mity, filozofia Friedricha Nietzschego i Artura Schopenhauera, który twierdził, że nie poznajemy nigdy istoty rzeczy, ale zjawiska, żyjemy zatem w świecie iluzji. Zdzisław Beksiński nie chciał imitować natury lecz pragnął nadawać formę własnym marzeniom. Widzimy to na przykładzie wielu dzieł z lat 80-tych , a w nich wręcz namacalny oniryzm , silną ekspresję wyrazu i niekonwencjonalną tematykę przełamującą ówczesne tabu. Obrazy wyrwane z kontekstu sennego koszmaru. Nawołujące do pewnych bliżej nie określonych wydarzeń. Większość spekulacji dotyczących twórczości Beksińskiego zakłada analogię do powojennej traumy. Sceny związane ze śmiercią, ludzki rozkład, płomienie, potoki krwi oczywiście mogą to sugerować, ale nie muszą. Argumentem ku takiej koncepcji jest fakt, że Beksa nie tytułował swoich dzieł. Nie chciał narzucać toku rozumowania swojemu odbiorcy. Nie chciał nic sugerować, podpowiadać. Zaryzykował. Posypała się lawina oskarżeń, spekulacji, domysłów. Ale czyż nie to właśnie charakteryzuje prawdziwego artystę? Ta domieszka kontrowersji i erupcja skrajnych skojarzeń?.
           Zdzisław Beksiński miał bardzo mocno rozwiniętą świadomość kształtu. Zdawał sobie sprawę, że wśród całego bogactwa form naturalnych, jakie nas otaczają, można znaleźć takie, które są dla człowieka nieznane. W Jego obrazach dominuje postać ludzka, pojedyńcza lub w grupie, traktowana monumentalnie lub w syntetycznej formie. Częstym motywem są podteksty erotyczne gdzie ciało ludzkie potraktowane jest jako mechanizm. Beksiński bawi się kolorem. Czasami stawia na montonie barwy , najczęściej posługując się klasyzną paletą czerni i bieli, innym razem zestawia ze sobą nasycone , kontrastowe barwniki, uzyskując głębie ostrości i skupiając uwagę na newralgicznych punktach. Tymi punktami są symbole, którymi artysta żągluje niczym profesjonalny cyrkowiec. Owe symbole ustuowane są w różnych miejscach, nie raz na pierwszym planie. Łacińskie hasła, krzyże, zespolenie nocy i dnia to tylko niektóre z nich.
          Wielu z nas, laików zastanawiało się do jakiego nurtu zaklasyfikować sztukę Beksińskiego? (Kolejny raz wychodzi nasza chęć szufladkowania wszystkiego co nowe). Czy w ogóle podlega ona weryfikacji? Biorąc pod uwagę aspekty tematyczne, warsztatowe jest zbliżona do twórczości wspomnianego na wstępie Salvadora Dali, który to wyraźnie odcisnął swoje artystyczne piętno na kartach historii dając "zezwolenie na fantazjowanie".  Owszem najbliższej mu do surrealizmu, ale Beksa idzie o krok dalej a później jeszcze o kolejny. Eksperymentuje z treścią i formą. Daje upust swoim najbardziej skrywanym pragnieniom. Kończy na grafice komputerowej. Kończy...w strugach krwi na swoim własnym balkonie. 
          Czy komukolwiek z nas zdażyło się przejść obok obrazów Beksy obojętnie? Nie twierdzę, że w każdym muszą one wywoływać uczucie kulturalnego spełnienia i dumę z norodowej spuścizny artystycznej. Niektóre z nich odpychają, budzą wstręt i obrzydzenie. Bez względu na wrażenia, nasze źrenice rozszerzają się a nasz aparat mowy czuje potrzebę wyartykułowania myśli, czy to pozytywnej czy negatywnej.  Najczęściej, jak sądzę ambiwalentnej. Jednak uważam, że największym wrogiem sztuki jest beznamiętność a tego Zdzisławowi odmówić nie można. Wiedział to już Hieronim Bosh (nie ten od lodówek) ok. 600 lat temu, którego twórczość stanowiła inspirację do dzisiejszych surrealistów. Na pewno byłby dumny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz